sobota, 19 marca 2016

Rozdział pierwszy- Początek

 Cześć,
   po pierwsze to chciałbym się przedstawić. Mam na imię Gerry, jest to skrót od wielce pięknego imienia Geronimo, którym raczyli mnie obdarzyć moi rodzice, a którego osobiście nie lubię więc jestem po prostu Gerry. Skoro już się poznaliśmy to oznajmiam, że jestem tu by opowiedzieć wam historię, w której miałem okazję uczestniczyć osobiście. Ba! Ja byłem w centrum wydarzeń.
  To jednak trochę później, najpierw zacznę od chwili moich narodzin. Otóż stało się to w niewielkiej dolinie zwanej Raena, która natomiast znajdowała się w "cudownym" kraju zwanym Farthun, tak, bardzo cudownym bo ogarniętym wojną, a trwa ona już ze 20 lat. Farthun znajduję się na pewnie dobrze wam znanej Ziemi, kiedyś zapewne był to Teksas, albo Floryda. Mówię kiedyś, bo tego już nie ma, zniknęły z powierzchni planety prawie 2 tysiące lat temu. Podobnie jak resztę państw i miast zniszczyła je wojna, rozpętana przez ludzi. Wiecie, globalne ocieplenie= brak roślin, brak roślin= brak zwierząt, brak zwierząt= głód, a głód= bunt. Tak też było. Ludzie zniszczyli siebie nawzajem i przy okazji planetę. Jednak, o jej! Stał się cud! Przyleciał sobie meteoryt, ostatecznie zniszczył rasę ludzką, ale postanowił ewoluować inną aby Ziemia nadal tętniła życiem. Tymi szczęśliwcami były piękne, zgrabne i dostojne konie. Czyli już wiecie, chciałem to wam powiedzieć jak najpóźniej, ale stało się. Jestem koniem, ale nie byle jakim. Przyznam od razu, że nie jestem skromny. Jestem pięknym gniadym ogierem, kruczo- czarna grzywa, błyszcząca sierść w kolorze czekolady, długie, mocne nogi, a tylna lewa i przednie ozdobione skarpetkami sięgającymi do pęcin, silna szyja, szlachetny pysk z mleczno- białą strzałką ciągnącą się od środka czoła do wargi. Piękny okaz powiedzielibyście, jednak nasz świat jest inny. Po uderzeniu tego kamyka zyskaliśmy ludzką inteligencję, jednak dużo szybciej staliśmy się cywilizowani. Owszem, tworzymy tkaniny, broń, narzędzia, nie śpimy na polach tylko w stajniach, ale nie takich jakie wy znacie, są to drewniane domki z posłaniami z siana przykrytego kocem, tylko tam śpimy więc nie spodziewajcie się mebli, ale wracając, mamy zwyczaje i władze, a mianowicie monarchię. Obecnie panuje król Vertus i jego małżonka Isabella. Mieszkańcy innych krajów, którzy nigdy tu nie byli stwierdzą, że jest to dobry władca. Ma talent przywódczy, ale jest trochę samolubny. Chce zdobywać coraz to nowe ziemie by zaspokoić swoje własne zachcianki, ale niestety wciąga w to swoich poddanych, którzy muszą walczyć o nowe tereny. Jesteśmy podzieleni na trzy stany, szlachtę, mieszczaństwo i chłopstwo. Szlacheckie klacze noszą piękne suknie, dokładnie kawał materiału przypominający pelerynę owiniętą wokół klatki piersiowej, ogiery jedwabne peleryny zapinane klamrami z kryształami, a mieszkają w NashDur- stolicy i są najczystszej krwi, araby, andaluzy, hanowerczyki. Mieszczanie mieszkają w okolicy, są to konie rasowe choć nie zawsze czystej krwi, zajmują się handlem, rzemieślnictwem i wiodą spokojne życiem po co dużo gadać. Najgorzej mają chłopi, uprawiają rośliny i żyją na obrzeżach kraju, są takim popychadłem, większość zbiorów oddają wyższym klasom i to ich ogiery chodzą na wojny, mieszczanie też, ale gdy tylko zajdzie taka potrzeba, a szlachta nie może przecież  zniszczyć sobie świeżo wypolerowanych kopyt, konie nie są rasowe. Ja oczywiście należę do klasy najniższej, jestem mieszanka wielu ras. Moje narodziny dla małej wioski były wielkim wydarzeniem. Od samego początku byłem ruchliwym źrebakiem, szybko wstałem i prawie od razu zacząłem galopować. Moja matka- Miran, była dumna. Ojciec pewnie też by był, ale zanim się urodziłem zginął walcząc o marny skrawek lasu, który dla naszego króla był wielce ważny. Tak więc wychowywałem się tylko z mamą. Uczyłem się szybko, byłem bardzo skory do nauki i mądry, jak na swój źrebięcy rozumek w miarę dobrze rozumiałem co się dzieje, chciałem dla mojej rodziny lepszego życia, dla mojej wioski i innych. Jako trzylatek, czyli gdy osiągnąłem wiek nastoletni pokonałem w wyścigu pierwszego rywala. Zawsze lubiłem popisy chociaż ktoś musiał mnie do tego zachęcić, zdrowy rozsądek to podstawa, tak mówiła moja mama. Była dla mnie wszystkim, miałem 4 lata gdy umarła, dopadła ją choroba, a jako najniższa klasa nie było nas stać na leki. Zostałem w dolinie jeszcze rok, wtedy osiągnąłem wiek dorosły i ruszyłem w świat. Podczas pełni księżyca zabrałem swoją torbę, płaszcz, trochę prowiantu i odszedłem bez słowa zmierzając ku horyzontowi. Od tego się zaczęło...
   CDN

Witajcie

 Hej ☺,
   tutaj będę pisała historię, która ot tak mnie naszła pewnej nocy. Kolejne rozdziały będą dodawane w zależności od zasobów weny, ale w miarę jak najszybciej.
  Mam nadzieję że wam się spodoba, liczę na odwiedzane i promowanie.